niedziela, 17 sierpnia 2014

Rozdział 1

Z punktu widzenia Celine Hudson.
-Idź wreszcie do tej cholernej szkoły, gówniaro! - krzyk mojego ojca rozległ się po całym pomieszczeniu, przyprawiając mnie o nerwy. Nie potrafiłam uwierzyć, że tyle razy mówiłam mu to samo, a on dalej swoje. "Rzuciłam szkołę". Zignorowałam jego uwagę, nie przerywając sobie jedzenia śniadania. Nawet go to nie obchodziło, ale po prostu nie miał się o co przypieprzyć. Rozejrzałam się po kuchni. W zlewie stało mnóstwo brudnych naczyń, a wokół nich latały muchy. Skrzywiłam się na ten widok. To było niesmaczne, ale nie miałam zamiaru nic z tym robić. Już niedługo się stąd urwiesz. Ta myśl podnosiła mnie na duchu. Miałam dość siedzenia w tym mieszkaniu i słuchania bełkotania mojego ojca, który jedyne co potrafił to opijać się i wyżywać się na mnie, poważnie. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio robił coś pożytecznego. Na szczęście wiedziałam, że już niedługo będę musiała wyjechać i zacząć dość inne życie. Poprawka, kompletnie inne życie. Będę musiała udawać, że mnie nie ma. Będę musiała się ukrywać, żeby przetrwać. Ew, jak to brzmi. 

Wzruszyłam ramionami w odpowiedzi do własnych myśli i umyłam miskę po swoich płatkach. Rzuciłam okiem na ojca, który już od 11:00 był pijany i pokręciłam głową z niedowierzaniem. Skierowałam się do swojego pokoju. W mojej głowie po raz setny już pojawiły się te słowa 'dlaczego ja?'. Brzmi to trochę jakbym była kolejną nadętą nastolatką, która jedyne co robi to użalanie się nad sobą, ale wydaję mi się, że mam do tego prawo. Chyba nie każdemu ginie prawie całą rodzina podczas okresu, kiedy powinno się uczyć ułamków i huśtać na huśtawce. Nie każdemu, ale mi tak. To stało się, kiedy miałam 12 lat. Kto by pomyślał, że taka młoda dziewczynka będzie zmuszona, żeby dojrzeć. Taka młoda dziewczyna, a już nauczyła się, że życie nie jest wesołe. Nauczyła się, że życie jest jak piękna, ale krucha porcelana, która w każdej sekundzie może upaść i trzeba będzie zbierać ją z ziemi, próbując ją naprawić. Niestety rzadko zdarza się, żeby porcelana wróciła cała i zdrowa na swoje miejsce. Najczęściej po prostu pęka i zostawia Cię z problemem, dodatkowo prosząc abyś zgniótł ją boleśnie w dłoniach, byś poczuł dodatkowy ból. Dosłownie tak się czułam, starając się podnieść po śmierci bliskich. W kółko upadłam. Nie potrafiłam dać sobie rady. Nie mogłam dać sobie rady, kiedy budziłam się i nie mogłam zejść na dół, by dać buzi mojej mamie, po przedrzeźniać się z bratem czy obejrzeć filmu z moją siostrą. Wyobrażacie to sobie? Nie potrafiłam. Byli dla mnie wszystkim i z sekundy na sekundę zniknęli. Nawet nie zdążyłam powiedzieć im jak bardzo ich kocham czy jak bardzo doceniam, co dla mnie zrobili. Naprawdę podziwiam siebie za to, że jeszcze nie popełniłam pieprzonego samobójstwa. 

Z punktu widzenia Justina Biebera.
Nacisnąłem spust dwa razy z rzędu, a już w ułamku sekundy w moich uszach pojawił się nieprzyjemny dźwięk. Patrzyłem jak naboje przebijają białego manekina. Prosto w pierś. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech dumy. Spojrzałem szczęśliwie na Browning HP, który znajdował się w mojej dłoni. Odłożyłem ciężką broń na stolik obok mnie i usiadłem na krześle, chwytając butelkę wody. Postanowiłem, że na dziś dam sobie spokój. Byłem zmęczony ciągłym ćwiczeniem celowania. Robiłem to w kółko. Odetchnąłem głośno.
Browning HP z 1935 roku. Naprawdę świetna broń. Świetna do zabijania skurwysynów. Ta broń należała do mojego ojca. Pamiętam, że nigdy jej nie używał. Zawsze leżała w szafie w jego pokoju. Kiedy po raz pierwszy mi ją pokazał, byłem zachwycony. Miałem wtedy jakieś 9 lat. Mama była zła. Uważała, że nie powinienem widzieć takich rzeczy w moim wieku. Ale dla mnie to było zabawne. Tata pozwolił mi potrzymać pistolet. Pamiętam to tak dokładnie.

-Wow, ale super! - krzyknął malec, otwierając z wrażenia buzię. Przed sobą miał czarną broń, która w jego oczach wyglądała naprawdę groźnie. Po raz pierwszy w życiu widział na żywo pistolet. Jego ojciec zaśmiał się cicho, widząc zachwycenie dzieciaka. 
-Wiem. Chcesz potrzymać? - zapytał mężczyzna, a mały chłopiec od razu pokręcił twierdząco głową. Spojrzałem ukradkiem na broń, leżącą na stoliku i pochyliłem się po nią. Zachwyt nie znikał z jego małych, piwnych oczu, tak samo jak radosny uśmiech. W tym momencie do pokoju weszła kobieta średniego wieku.  
-Lucas, proszę Cię! On ma tylko 9 lat. - kobieta wydała z siebie jęk niezadowolenia. Nie podobał jej się widok jej małego chłopca, który był taki szczęśliwy widząc broń. Oczywiście rozumiała, że był mały i odkrywał nowe rzeczy w swoim życiu, ale nie sądziła, że to był odpowiedni wiek na coś takiego. 
Mężczyzna spojrzał na swoją żonę i zaśmiał się cicho.
-Spokojnie, Loren, przecież tylko mu pokazuję - wytłumaczył się. Kobieta opuściła pokój z zniesmaczoną miną. Malec nawet nie zwrócił uwagi na to co mówiła jego matka. Lucas delikatnie podał chłopcu broń. Pistolet był na tyle ciężki, by przeważyć. Dłonie małego Justina poszły w dół razem z sprzętem, ale nie upadły. Chwyciłem pistolet do ręki, przyglądając mu się dokładnie i odtwarzając tamten dzień. Chłopiec zaśmiał się głośno i uniósł dłonie do góry. Jego wyraz twarzy wyrażał dumę z samego siebie.
-Patrz, tato! - krzyknął i podniósł ręce bardziej ku górze. Mężczyzna zaśmiał się, przyglądając się reakcji syna. 

Z uśmiechem na ustach przyglądałem się broni. Kto by pomyślał, że pewnego dnia będę musiał użyć jej, by pomścić właśnie jego. Szalone. Więc jak to jest? Naprawdę krótka historia. Pewnego razu mały chłopiec wybrał się na plac razem ze swoim tatą, bratem i kolegą ze szkoły. Miał wtedy 13 lat. Siedział na karuzeli i czekał aż dołączy do niego kolega. Kręcił się i kręcił, aż wreszcie usłyszał to. Strzały. 
Jeden, drugi. Chłopiec mruży zdziwiony oczy. 
Trzeci, czwarty. Odwraca się i sprawdza, co się dzieję. 
Piąty, szósty. Widzi to. Widzi dwa leżące ciała i jedno, które dostaję strzały na jego oczach. A później jest już tylko cisza. Mały chłopiec, widzący śmierć swojej rodziny i kolegi, siedzi sam na placu.

Pokręciłem głową z niedowierzaniem na samo to wspomnienie. Złość pojawiła się we mnie w sekundzie. Wstałem gwałtownie i podniosłem broń przed siebie. Strzeliłem w manekina kilka razy, próbując wyładować na nim swoją złość. Zadziałało.

__________________

Cześć!! Mam nadzieję, że pierwszy rozdział chociaż trochę się spodobał. Na początek chciałam tak jakby wprowadzić was w historię Celine i Justina, żebyście wiedzieli, co i jak. 
Proszę o skomentowanie, jeśli przeczytaliście i spodobał wam się rozdział. Od razu mówię, że nie proszę o poematy tylko o zwykłe, krótkie komentarze. Do następnego.

4 komentarze:

  1. Fabuła jest dość oklepana według mnie, ale piszesz to naprawdę w ciekawy sposób, że ma się ochotę czekać na kolejne rozdziały :) <3
    Czekam na nn i zapraszam do siebie :)
    labrer.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. to jest wow, czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja się nie zgadzam, jak dla mnie to w końcu coś nowego pośród historyjek o rozdzielonych przyjaciołach z dzieciństwa czy nieodwzajemnionej miłości. Bardzo mnie zastanawia ta zbieżność pomiędzy Celine i Justinem. Oboje nie mają rodziny, Justin widział jak zabija się jego ojca... Hm. Może to było jakoś połączone? Może brat Celine był przyjacielem Justina?
    Yh, sory za moje teorie spiskowe, ale zawsze to robię :D
    Jak możesz to informuj mnie o nowych, bo wciągnęło mnie :) I zapraszam do siebie, liczę na jakiś ślad :D
    [whisper-of-lust.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń