niedziela, 14 września 2014

Rozdział 3

BARDZO WAŻNA INFORMACJA POD ROZDZIAŁEM!
______________________________________________________________
Z punktu widzenia Justina Biebera.
Gwałtownie otworzyłem oczy i od razu rozejrzałem się wokół siebie, nie podnosząc głowy z poduszki. Znowu obudziłem się z dziwnym wrażeniem jakby ktoś mi się przyglądał. Nie widząc nikogo w moim otoczeniu, poniosłem się niechętnie na łokciach i znowu sprawdziłem, czy nikogo nie ma. I nic. 
Westchnąłem głośno i pozwoliłem mojej głowie bezwładnie opaść na poduszkę. Miałem ochotę śmiać się z samego siebie. Mój mózg był już taki spieprzony, że coś sobie wymyślał. Spojrzałem w okno. Na zewnątrz było słonecznie, chociaż mogłem zobaczyć delikatne zachmurzenie. Po raz pierwszy od dawna poczułem ochotę wyjścia z domu na świeże powietrze. Dość dziwne jak na mnie. Rzadko kiedy wychodziłem na zewnątrz, nie potrzebowałem tego. Tylko żeby iść do pracy, spotkać się z kimś albo po prostu kupić jakieś jedzenie czy coś. Dlatego ludzie uważali, że byłem aspołeczny. Cóż, może i taki byłem, nie obchodziło mnie to. Nie widziałem powodu do przejmowania się tym. Nie potrzebowałem przyjaciół, nie ufałem ludziom, miałem jedynie kumpli takich jak Ciara. Przyjeciele… w jeden sekundzie są dla ciebie mili i kiwają twierdząco głową na to co mówisz, a za chwile przykładają ci broń do skroni. Lepiej mi było żyć samemu, przynajmniej nie wpieprzałem się w jakieś problemy, żyło mi się dobrze.

Odwróciłem głowę w drugą stronę i mój wzrok zatrzymał się na niewielkim zegarku, który leżał na półce nocnej. Skazywał dokładnie dwunastą trzydzieści. Trochę pospałem. Nic dziwnego. Poprzedniego dnia siedziałem z Carmenem do późna, a później nie mogłem usnąć. 

Nie chcąc tracić dnia, podniosłem się z łóżka i przeciągnąłem, wypuszczając z siebie ciche westchnięcie. Byłem, o dziwo, wyspany. Przecierając swoją twarz, skierowałem się do łazienki. Wszedłem pod prysznic i szybko odbyłem poranny prysznic. Wyszedłem z niego i od razu otrzeźwiałem. Wykonałem poranne czynności bez których nie wyszedłbym z domu, jak na przykład mycie zębów. W ogóle, jak można nie myć rutynowo zębów. Zaśmiałem się do własnych myśli i opuściłem łazienkę. Ubrałem się i chwytając telefon, portfel i klucze od domu, wyszedłem na świeże powietrze. Na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech, kiedy czyste powietrze trafiło prosto do moich nozdrzy. Świetne uczucie. Dzisiaj postanowiłem zostawić samochód w garażu. Trzymałem prosty krok, idąc wzdłuż chodnika. Rozglądałem się dookoła. Widziałem jednego z moich sąsiadów, kosił trawnik w swoim spowszedniałym słomianym kapeluszu. Uśmiechnął się w moją stronę, kiedy mnie zobaczył. Odwzajemniłem uśmiech. W miarę go lubiłem, był w porządku. Kiedy się wprowadziłem, często zarabiałem u niego na jakiś łatwych pracach jak właśnie koszenie trawnika.

Z punktu widzenia Celine Hudson.
Siedzieliśmy z Ciarą w jej kuchni, gdy ona jadła śniadanie. Czekaliśmy jeszcze na Bradleya i Carmena. Dzisiaj wszyscy wstaliśmy dosyć wcześnie, specjalnie tylko żeby spotkać się. Mieliśmy spotkać się wszyscy oprócz Justina. To robiło się dla mnie podejrzane. Niby Ciara go znała i był jej dobrym kolegą, ale… czemu ciągle był zajęty? Co takiego robił, że w kółko nie mógł. Miał samochód, jakoś Carmenowi udało się znaleźć czas. To było dziwne, ale starałam się ufać Ciarze.

W sekundzie usłyszałyśmy dźwięk samochodu, wjeżdżającego na pojazd. Ciara odstawiła pustą już miskę do zlewu i oby dwie skierowałyśmy się ku drzwi. To prawdopodobnie Bradley przyjechał lub Carmen. Ciara odtworzyła drzwi. Zobaczyłam srebrny samochód, którego marki nie znałam. Szczerze to nie znałam prawie wszystkich marek samochodów. Dziewczyny nie znają się na takich rzeczach. Wracając do tematu, to nie był samochód Bradleya, więc to był Carmen. Widziałam jak drzwiczki jego samochodu powoli się uchylają i już po chwili ujrzałam wysokiego, przystojnego blondyna. Od razu gdy nas ujrzał, posłał nam przyjazny uśmiech. Wydawał się był w porządku. 

§§§

-Więc, Carmen, znasz Justina? - zapytałam, nie mogąc powstrzymać się od tego pytania. Może i ufałam Ciarze, ale po prostu chciałam się przekonać, że nie muszę się o nic martwić. Spojrzałam ukradkiem w stronę dwójki moich przyjaciół i powróciłam wzrokiem na Carmena, widząc, że są zajęci pracą. Blondyn zwrócił na mnie uwagę i zanalizował moje pytanie.
-Od jakiś dwóch tygodni - zaśmiał się uroczo i wzruszył ramionami. Spojrzałam w jego niebieskie oczy, robiły wrażenie. 
-Jaki on jest? W ogóle skąd Ciara go wytrzasnęła? Zwyczajny koleś? - dopytywałam. Chciałam wiedzieć wszystko o nim.
-Sam nie wiem skąd zna Ciarę. A co do tego czy jest normalny to… nie byłbym pewny - zaciął się, a moje źrenice się rozszerzyły. Wiedziałam, że jest jakiś dziwny. Unika spotkań, a na końcu może się okazać, że się wycofuje. Nie pozwoliłabym na to - trochę tajemniczy i dziwny. Nie lubię go, ale chyba do tej akcji się nada.
-Coś czuję, że ten koleś może nas wystawić. Wiesz, niby Ciara go zna i mu ufa, ale jest naprawdę dziwny z tego, co widzę. Czemu on unika spotykania się w tej sprawie? 
-Ahh - Carmen skrzywił się i podrapał po karku jakby myślał nad odpowiedzią. Przyglądałam mu się uważnie - nie sądzę, że może nas wykiwać. Znaczy… jest dziwny, ale cholernie dokładny jak już coś robi. Całymi dniami siedzimy i obmawiamy plan. Nie sądzę, żeby robił to, żeby później nas oszukać… po prostu ja bym na niego uważał, w cholerę dziwny. 
-Na pewno tak uważasz? - chciałam się upewnić.
-Tak, na sto procent. Myślę, że nie chce się spotkać, bo jest trochę aspołeczny. Widać, że nie lubi spotykać się z ludźmi, ale dałbym sobie głowę uciąć, że nas nie wystawi. Nie zrobiłby tego Ciarze. Długo się znają - wytłumaczył, a ja poczułam lekką ulgę. Podziękowałam mu i wróciliśmy do pracy z resztą. Wierzyłam Carmenowi. Było mi trochę szkoda Justina. Tak bardzo bał się ludzi, że nie chciał się spotkać? Ale z Carmenem spotykał się normalnie, chociaż mało się znali. Dziwne. Może naprawdę lepiej się będzie trzymać od niego z daleka. 

Z punktu widzenia Carmena Williamsa. 
Czułem się niepewnie po tym, jak okłamałem przyjaciółkę Ciary, Cieline. W ogóle, kiedy okłamałem całą resztę, że Justin nie może przyjść. Z każdą sekundą coraz bardziej bałem się, że dowiedzą się prawdy, a ja wyjdę na debila. Może powinienem powiedzieć im prawdę, ale co miałbym powiedzieć? Słuchajcie, okłamałem was. Tak naprawdę nie dzwoniłem do tego dzieciaka, Biebera, i nie pytałem czy przyjdzie. Po prostu nie lubię go i jest wkurzający, więc uznałem, że obejdzie się bez niego. O, i, Celine, tak naprawdę to nakłamałem Ci o nim, żebyś nie lubiła go tak samo. Boże, jak to żałośnie brzmi. Jakbym był bachorem, który szuka na siłę przyjaciół. Nieważne. Nie możesz im powiedzieć. Po prostu od początku Bieber się rządził z tymi całymi planami. Nienawidzę, kiedy ktoś mi rozkazuje. Dlatego nie chciałem, żeby przychodził. W kółko gadałby, co musimy zrobić, jak i gdzie. Cholera, czy to nie jesr irytujące? I był trochę był dziwny, niby mam to sobie tłumaczyć to tym, że umarł mu ojciec i brat, ale… czy ja wiem? 

W tym samym momencie mój telefon zaczął wibrować w mojej kieszeni. Gwałtownie wstałem i przeprosiłem resztę. Przedarłem się przez salon i skierowałem się do pierwszego lepszego pokoju. Wyjąłem sprzęt z kieszeni i nie patrząc na wyświetlacz, odebrałem.
-Halo? - mruknąłem do słuchawki.
-Siema, stary. Będziesz miał czas się dziś spotkać? Musimy omówić ostateczne sprawy - usłyszałem znany mi głos. To był Bieber. Od razu po zanalizowaniu jego słuch próbowałem wymyślić jakąś wymówkę.
-Słuchaj, nie mogę. Musiałem spotkać się z kumplem. - powiedziałem na szybko, przecierając twarz dłonią.
-Kurwa, Williams. Wiesz, co mamy jutro do załatwienia, a wychodzisz na jakieś spotkania z kumplem? Myśl czasem! - przewróciłem oczami. Znowu się zaczyna. Musiał wydzierać ryj. Nie będzie mi się jakiś aspołeczniak rządził.

-Daj spokój, Bieber. Wszystko wiem, planowaliśmy to ze 2 tygodnie, chyba nie jestem debilem - westchnąłem i zwróciłem uwagę na głosy reszty, które wydobywały się z salonu - słuchaj, nie mogę rozmawiać. Widzimy się jutro, nie spinaj się. - po tych słowach zakończyłem połączenie, a mój telefon trafił znowu na swoje miejsce. Wypuściłem głośno powietrze, od razu kierując się z powrotem do Ciary, Bradleya i Celine.
___________________________________________________________
(Rozdział krótki i nudny, wiem. Dziać zaczyna się dopiero w 4 rozdziale.)
Nie jestem pewna czy ktokolwiek jeszcze wchodzi na to opowiadanie, ale jeśli już to czytasz, to dotrwaj do końca. Dwa komentarze pod 2 rozdziałem nie ucieszyły mnie, poczułam wręcz, że nikt nie chce tego czytać, więc lepiej, żebym pisała to tylko dla siebie, ale postanowiłam dać mu jeszcze szanse. 

Więc proszę Was - jeśli ktoś chce czytać to opowiadanie, to niech napisze to pod tym rozdziałem. Oczekuję zwykłego 'ja chcę czytać', tylko tyle.

7 komentarzy:

  1. Ja chcę czytać.

    OdpowiedzUsuń
  2. ja chce czytac :)

    OdpowiedzUsuń
  3. kochanie ja chce czytac :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja chcę czytać!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziewczyno, pisz i nie przejmuj się komentarzami. Nie każdy blog od razu staje się popularny. Masz ciekawy styl pisma. Rozdziały fakt faktem nie powalają na kolana póki co ale wiem, że akcja dopiero się rozkręci. Czekam na kolejne rozdziały. :)

    OdpowiedzUsuń